Hulk, Czyli Upadki i Wzloty Zielonego Potwora Na Dużym Ekranie (2002-2015) | Recenzja Filmu
Hulk to postać, która wymyślił Stan Lee a narysował Jack
Kirby dla wydawnictwa Marvel. Pierwszy raz zielony stwór pojawiła się w "The
Incredible Hulk #1" w 1962 roku, od
tamtej pory jego postać mocno ewoluowała. Ja Hulka poznałem dzięki bajkom,
które krążyły na VHS'ach swojego czasu a później były puszczane na Fox Kids
obok "Spidermana" i "X-Menów". W Polsce wyszedł jeden „Mega
Marvel” (1/1995) poświęcony tej postaci i żałuję, że nie było w zasadzie nic
więcej. Kilka lat temu przestałem zbierać komiksy i interesować się tym, co
wychodzi w Polsce. Ale sam pomysł połączenia Frankensteina i Dr. Jekkylla/Mr.
Hyde w jedną postać wydaje się świetny i idealnie pasował do świata Marvel’a. Bruce Baner jest naukowcem, który w wyniku wypadku podczas eksperymentu zostaje napromieniowany falami gamma. Od tej pory za każdym razem jak Bruce się zdenerwuje, zamienia się w zielone monstrum, które myśli tylko o tym żeby wszystko rozwalać. Banner nie ma na tym stworem kontroli - może tylko robić wszystko, żeby się nie denerwować.
Hulk Smash!
W 1978 roku powstał w Stanach popularny serial "The Icredible Hulk", który trwał przez 5 sezonów (łacznie 82 odcinki). W postać Doktora Bannera wcielił się Bill Bixby a w sposób bardzo naiwny, ale już kultowy postać Hulka zagrał Lou Ferrigno. Ten zawodowy kulturysta stał się dzięki temu serialowi rozpoznawalny na całym świecie i zebrał grono wiernych fanów, którzy wielbią go do dzisiaj. Ferrigno pojawił się obok Stana Lee w dwóch pełnometrażowych flmach Marvela "Hulk" (2003) i "The Incredible Hulk" (2008). I nad tymi dwoma filmami chciałbym się trochę poznęcać.
"Hulk" (2003) Reżyseria Ang Lee
Pod koniec lat 60, naukowiec David Banner (Nick Nolte)
eksperymentuje z ludzkim DNA. Nie mogąc przeprowadzić swoich prób na ludziach,
decyduje się na eksperyment na samym sobie. Banner orientuje się, że jego
zmutowane geny przeniosły się na jego syna. W tym czasie wojsko odcina Bannera
od badań a ten ze wściekłości doprowadza do ogromnego wybuchu promieni gamma. Po wszystkim wraca do domu, żeby zabić swojego syna kuchennym nożem zanim mały zmieni się w
potwora. Zamiast tego zabija swoją żonę i zostaje aresztowany. Powraca po 25
latach i odnajduje swojego syna, który jest naukowcem na Uniwersytecie Kalifornijskim.
W skrócie - Bruce Banner (Eric Bana) wystawia się na promieniowanie gamma, co sprawia że
zmienia się w zielonego, ogromnego i niemyślącego Hulka za każdym razem kiedy
się zdenerwuje. Ściga go Oficer Amerykańskiej Armi Thunderbolt Ross (Sam Eliot)
- prywatnie ojciec Betty (Jennifer Connelly), która pomagała Bruce’owi przy badaniach.
Co jest nie tak z tym filmem?
Wszystko – absolutnie wszystko jest nie tak z tym filmem. Przede
wszystkim wszyscy wtajemniczeni wiedzą, jaka jest historia powstania Hulka.
Profesor Bruce Banner pobiegł uratować chłopca, który znalazł się na poligonie
chwilę przed odpaleniem bomby gamma. Udaje mu się uratować chłopaka, ale sam
zostaje bardzo mocno napromieniowany. Od tej pory Thunderbolt Ross będzie go
ścigał i próbował złapać. Sytuacja się trochę komplikuje, ponieważ jego córka
Betty jest żoną Brucea Bannera. Ta wersja z ojcem była trochę oderwana od
rzeczywistości komiksowej i miała chyba pogłębić postać Bruca. W końcu tata
próbował go zabić a teraz wrócił, jakby nigdy nic się nie stało. Totalna
pomyłka. Ale nie to jest najgorsze w całym filmie - jego główny problem jest
taki, że nie da się go oglądać. Po prostu się nie da. Absolutnie chybiony
wydaje się pomysł montażu tego filmu i te wszystkie niby komiksowe przejścia z
kadru na kadr, które tylko drażnią i nie pozwalają się skupić. Film jest po prostu nie czytelny - zupełnie nie można się w
niego wkręcić. Podchodziłem trzy razy do tego filmu i tylko raz obejrzałem do
końca. Zazwyczaj miałem ochotę wyłączyć po pierwszych 20 minutach. Postacie są
kiepskie - wszystkie razem i każda z osobna. Z drugiej strony nie było co
zagrać w tym filmie. Reżyser postawił na montaż i szybkie ciecia a nie na ciągłość
akcji i ciekawą fabułę.
Reżyserem „Hulka” jest Ang Lee, który zupełnie nie
odnalazła się w ekranizacji komiksu. Nie zrozumiał w ogóle w jaki sposób
powinno się przenosić tego typu historię na ekran. Okaleczył tą postać i jej
historię. Chybionym pomysłem była próba przełożenia języka opowiadania obrazem
i kadrowania w komiksach na język filmowy. Robił to często zupełnie
bezrefleksyjnie, przez co wyszedł taki zlepek chaotycznych i niedających się
oglądać obrazów. Jest to chyba jedna z najbardziej nieudanych ekranizacji
komiksowych jakie widziałem. Stawiam go w jednym rzędzie z „Daredevilem”. Przede
wszystkim dla tego, że mam wrażenie że Lee chciał wszystkich oszukać udając, że
wie co robi. Nie wiedział i to bardzo dobrze widać. Zupełnie niepotrzebny film.
"The Incredible Hulk" 2008 reżyseria Louis Leterrier
"Hulk" z 2003 roku okazał się sukcesem finansowym,
chociaż krytycy nie zostawili na nim suchej nitki. Podejrzewam, że ludzie byli
bardzo spragnieni kolejnych filmów o super-bohaterach i dla tego tak chętnie
poszli na ten film. Być może po świętym "X-Men" (2000) spodziewano
się kolejnego hitu. Wiadomo, jak wyszło. Dla tego musieliśmy czekać aż 5 lat,
żeby powstał kolejny film o zielonym potworze. Tym razem za kamera stanął Louis
Leterrir odpowiedzialny za pierwsze dwa filmy z serii „Transporter/The
Transpoter", które mi się w ogóle nie podobały, a ostatnio obejrzałem i
bardzo pozytywnie oceniłem jego najnowszy film "Now You See Me" 2013.
W głównej roli Brucea Bannera wystąpił aktor, którego bardzo sobie cenie i którego bardzo lubię oglądać na ekranie - Edward Northon. Od początku podobał mi się sposób opowiadani historii w "The Incredible Hulk". Bruce Banner ukrywa się w Brazylii i pracuje w rozlewni napojów. Cały czas ćwiczy swoje ciało, żeby móc opanować narastające w nim emocje. Uczy się walczyć i oddychać, żeby w chwili zagrożenia nie przemienić się w bestię. Próbuje również znaleźć lekarstwo na swoją "przypadłość" i okazuje się, że nastąpił przełom w badaniach. W tym momencie po Bruce’a przychodzi specjalny oddział pod dowództwem Generała Rosa, który ma schwytać Bruce. Na czele oddziału stoi zaprawiony w bojach Emil Blonsky (Tim Rothh). Banner ostatecznie zmienia się w Hulka i udaje mu się uciec z miasta. W skrócie - Bruce wraca do swojej dziewczyny Betty (Live Tyler), która jest córką Generała Rossa i razem z nią będzie próbował pozbyć się swojej przypadłości. Nie wie jednak, że Generał Ross przygotował dla nie go niespodziankę. Wykorzystując tajne badania armii udaje mu się stworzyć z Blonsky'ego super żołnierza, który będzie godnym przeciwnikiem Hulka. Jedyne do czego mogę się przyczepić, to moment w którym Hulk ucieka ze swoją ukochaną i kryją się w jaskini. Bardzo to przypominało scenę z klasycznego "King Konga" i było troszkę za bardzo cukierkowo. Ale poza tym to wciągnąłem całą historię bez pytań. Przede wszystkim jest stosunkowo mało Hulka, co wyszło bardzo na plus. Poznajemy historię Brucea Bannera oraz sposób, w jaki radzi sobie z emocjami. Widzimy kawałek jego życia i od razu możemy sobie wyobrazić przez co przechodził po wypadku. Wszystko jest tutaj bardzo realistyczne (jak na film komiksowy). Nawet jest scena, w której Bruce nie może się podniecić, ponieważ skoczy mu tętno i już będzie po zabawie. Bardziej prawdziwie być nie może.
W głównej roli Brucea Bannera wystąpił aktor, którego bardzo sobie cenie i którego bardzo lubię oglądać na ekranie - Edward Northon. Od początku podobał mi się sposób opowiadani historii w "The Incredible Hulk". Bruce Banner ukrywa się w Brazylii i pracuje w rozlewni napojów. Cały czas ćwiczy swoje ciało, żeby móc opanować narastające w nim emocje. Uczy się walczyć i oddychać, żeby w chwili zagrożenia nie przemienić się w bestię. Próbuje również znaleźć lekarstwo na swoją "przypadłość" i okazuje się, że nastąpił przełom w badaniach. W tym momencie po Bruce’a przychodzi specjalny oddział pod dowództwem Generała Rosa, który ma schwytać Bruce. Na czele oddziału stoi zaprawiony w bojach Emil Blonsky (Tim Rothh). Banner ostatecznie zmienia się w Hulka i udaje mu się uciec z miasta. W skrócie - Bruce wraca do swojej dziewczyny Betty (Live Tyler), która jest córką Generała Rossa i razem z nią będzie próbował pozbyć się swojej przypadłości. Nie wie jednak, że Generał Ross przygotował dla nie go niespodziankę. Wykorzystując tajne badania armii udaje mu się stworzyć z Blonsky'ego super żołnierza, który będzie godnym przeciwnikiem Hulka. Jedyne do czego mogę się przyczepić, to moment w którym Hulk ucieka ze swoją ukochaną i kryją się w jaskini. Bardzo to przypominało scenę z klasycznego "King Konga" i było troszkę za bardzo cukierkowo. Ale poza tym to wciągnąłem całą historię bez pytań. Przede wszystkim jest stosunkowo mało Hulka, co wyszło bardzo na plus. Poznajemy historię Brucea Bannera oraz sposób, w jaki radzi sobie z emocjami. Widzimy kawałek jego życia i od razu możemy sobie wyobrazić przez co przechodził po wypadku. Wszystko jest tutaj bardzo realistyczne (jak na film komiksowy). Nawet jest scena, w której Bruce nie może się podniecić, ponieważ skoczy mu tętno i już będzie po zabawie. Bardziej prawdziwie być nie może.
"The Incredible Hulk" to drugi film wyprodukowany przez Marvel Studio, który miał przygotować nas na całą masę filmów z Universum Marvela. I bardzo żałuję, że nie poszli drogą, którą wyznaczył "The Incedible Hulk" tylko zdecydowali się na wtórne i po prostu głupie filmy jak "Iron Man 3" czy "The Avengers". Oczywiście zdaje sobie sprawę, że nikomu w Hollywood nie zależy na zrobienie dobrych filmów, tylko takich, które zarobią mnóstwo pieniędzy. I konsekwentnie obniżają poziom filmów dla większych zysków.
"Avengers" (2012) i "Avengers: Age of Ultron" (2015) Reżyseria Joss Whedon
Wszystko się sprawdza, kolejny "Captain America: Winter Soldier" (2014) bije
rekordy finansowe a plany na kolejne filmy z Marvel Studio są bardzo ambitne i sięgają roku 2028.
Nie odczuwałem niestety żadnej przyjemności z oglądania tych "nowych"
filmów. Moim zdaniem nie są ani ciekawe ani zabawne. Są kręcone w ten sam
sposób, scenariusze wyglądają niemal identycznie a głupoty z tych filmów można
omawiać godzinami. Szkoda, że skończyły się czasy, kiedy przy stosunkowo
niewielkim budżecie można było zrobić całkiem dobry film na podstawie komiksu i
efekty specjalne nie były podstawą historii tylko dodatkiem wizualnym. Po
obejrzeniu „The Incredible Hulk” dochodzę do wniosku, że nie wymagam rzeczy
niemożliwych. Jednak da się zrobić coś interesującego i zatrudnić prawdziwych
aktorów jak Edward Norton czy Tim Roth. I najlepsze jest to, że nawet Tim Roth
pod postacią Szarego Potwora wyglądał o wiele lepiej niż większość Avengersów. Podobno Norton jest ogromnym fanem komiksów i postaci zielonego potwora i wyraził ochotę zagrania Hulkapo raz kolejny w filmie "Avengers" (2012). Ostatecznie zdecydowano się na mało znanego aktora Marka Ruffalo, który moim zdaniem jest bardzo przeciętny i zupełnie nie nadaje się do tej roli. Ale ludziom się podoba, a nawet gdyby się nie podobało to tak już zostanie. Na razie możemy się spodziewać Hulka w kolejnej części Mścicieli "Avengers: Age of Ultron" (2015). Chodzą również słuchy o kolejnym filmie z Marvel/Disney, który miałby być w całości poświęcony Hulkowi. Jak będzie - zobaczymy. Mam nadzieję, że będzie tylko coraz lepiej.
Komentarze