Nymphomaniac (2013) Nimfomanka cz. 1 | Lars von Trier | Recenzja Filmu
Larsa von Triera poznałem przy okazji mini serii dla duńskiej telewizji Królestwo (1994). Serial jest podzielony na 8 odcinków, a każdy trwa ponad godzinę. Klimat nawiedzonego szpitala jest strasznie wkręcający a galeria postaci, którą pokazał von Trier jest bardzo ciekawa. Pierwsza część Królestwa była zupełnie na poważnie - co chwila pojawiało się coś niepokojącego i co chwila miałem ciarki. Druga część, to już taka czarna komedia - przerysowana i mniej interesująca niż pierwsza. Ale mimo wszystko jest to bardzo dobry mini serial ze świetnym klimatem. Później obejrzałem Antychrysta (2009) - film, który był tak mocny, że bałbym się obejrzeć go po raz drugi. Przerażające kreację stworzyli Charlotte Gainsbourg i Willem Dafoe. Następna była Melancholia (2011), która też zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Dlatego tak bardzo czekałem na Nimfomankę.
Długo się zastanawiałem jak napisać o tym filmie i chyba nie do końca da się go sprawiedliwie ocenić dlatego, że składa się z dwóch części. I wszystko to, co wydaje mi się wyrwane z kontekstu albo bez znaczenia może mieć swoje rozwinięcie lub wyjaśnienie w finałowej części. Dlatego postanowiłem nie oceniać Nimfomanki tak surowo jakbym chciał. Ale nie będę udawał, że wszystko mi się podobało - było parę zgrzytów, ale o tym później. Zacznę od głównego bohatera - seksu.
Seks w Nimfomance jest pokazany bardzo przedmiotowo. Jest realistyczny, bezpośredni i często niesmaczny. Przez cały film próbowałem złapać się czegoś, co by mnie zainteresowało w tym całym erotyzmie - szukałem jakiejś idei, której mógłbym się złapać i czegoś ładnego, na czym mógłbym zawiesić oko. Nie było tam nic takiego. Ale dopiero analizując sobie ten film na spokojnie doszedłem do wniosku, że nie może w Nimfomance być nic ładnego, ponieważ sex jest tutaj potraktowany jak coś, co rozładowuje napięcie. Nie ma w tym żadnego erotyzmu, niczego zmysłowego - sex jest mechaniczny. Dlatego musi tak wyglądać - zupełnie nie atrakcyjnie. Joe opowiada swoją historię na każdym kroku podkreślając jakim jest złym człowiekiem - najgorszym. Miałem wrażenie że brzydzi się sobą i rzeczami, które robiła- ale to już taka trochę moja interpretacja.
Nimfomanka ma głośne nazwiska w obsadzie, więc chwilę poświęcę każdej z gwiazd. Charlotte Gainsbourg (Joe) jest dosyć przekonywująca w swojej grze, ale czuję że na prawdę otworzy się dopiero w drugiej części. To samo mogę powiedzieć o postaci Steligmana - w tej roli Stellan Skarsgård- dobrze zagrane, ale na fajerwerki musimy poczekać. Natomiast Pan Shia LaBeouf jest tak samo drewniany ja zawsze - podobno bardzo chciał zagrać u von Triera i udało się. Ale nie pokazał zupełnie nic - bez emocji i zawsze z tym samym wyrazem twarzy, zakłopotaniem i niezdarnością w ruchach. W jednej opowieści pojawia się Uma Thurman, która niestety też się nie popisała. Jej postać akurat wprowadza do filmu trochę humoru - bardzo gorzkiego i groteskowego, ale robi to tak jak zawsze, bez emocji. A jej postać powinna aż kipieć od emocji będąc w sytuacji, w której się znalazła. Mimo wszystko scena z Umą jest chyba najlepsza w Nimfomance.
Cały film jest bardzo nierówny i przeskakiwał ze skrajności w skrajność. Było to widać na samym początku, kiedy ciszę panującą od kilku minut przerwał utwór zespoły Rammstein. W tej samej stylistyce jest też utrzymana praca kamery - kiedy Joe (Charlotte Gainsbourg) opowiada Seligmanowi (Stellan Skarsgård) swoją historię, kamera jest statyczna i wszystko jest bardzo stonowane i spokojne - tak jak dialogi. Natomiast już zobrazowanie samej historii, a przede wszystkim scen erotycznych jest bardzo chaotyczne i lekko szalone. Kamera błądzi po ciałach nie zatrzymując się nigdzie na dłużej.
Niestety największym minusem pierwszej części Nimfomanki są właśnie niepotrzebnie przedłużane sceny. To, co powinno mnie porwać i nie pozwolić mi usiedzieć w miejscu najnormalniej w świecie mnie uśpiło. Najgorsze było to, że nie widziałem najmniejszego sensu w tym zabiegu - nie służyło to w sumie niczemu a sprawiło, że z ulgą zobaczyłem napisy końcowe. Niestety w tym wypadku nic nie tłumaczy von Triera - Królestwo pokazało że nie boi się długich rozbudowanych wielowątkowych form i jest w stanie dobrze zagospodarować każde ujęcie - a tutaj tego zabrakło. Przez to nie potrafiłem za bardzo doszukać się jakiegoś przesłania czy znaczenia tego co widziałem, ponieważ myślałem tylko o tym, żeby weszła kolejna scena, bo na tą już nie mogę patrzeć. Więc wydaje mi się, że wszystko co miał do przekazania reżyser mogło utonąć pod ciężarem tych nudnych zdjęć. W Nimfomance jest też bardzo dużo scen, które wydają się wyrwane z kontekstu i zupełnie oderwane od fabuły. Napisałem "wydają się", ponieważ dałem von Trierowi pewien margines zaufania i po cichu wierzę, że wszystko było potrzebne i wyjaśni się w drugiej części. Ale zaniepokoiła mnie jeszcze jedna rzecz - powtarzanie tych samych zdjęć i ujęć, co pewnie miało podkreślić jakieś ważne rzeczy, ale mnie osobiście zirytowało. Najgorszy był motyw pod koniec filmu z tymi trzema elementami, które w jakiś sposób "uzupełniały" Joe. Obraz spacerującego "drapieżnika", opiekuńczego "F" i zmysłowego Jerome'a (Shia LaBeouf) zestawione obok siebie były pokazywane aż do znudzenia. Czułem się trochę jak głupek, któremu wszystko trzeba nie tylko mówić po woli, ale i powtarzać dla pewności. To było słabe i męczące.
O czym jest Nimfomanka? Na pewno o dojrzewaniu kobiety i odkrywaniu swojej seksualności, nauce jej wykorzystywania i dochodzeniu do granic dobrego smaku i zdrowego rozsądku. O zatraceniu i uzależnieniu od seksu w każdej postaci. Czy jest o czymś jeszcze? - chciałbym wierzyć, że tak ale jakiekolwiek zdanie więcej z mojej strony byłoby już czystą spekulacją. W zapowiedzi drugiej części możemy zobaczyć mega mocne sceny, które mogą zupełnie przedefiniować to co myślimy o bohaterach i całej historii. Joe, która wydaje się już totalnie zrezygnowana i robi wszystko, żeby Steligman myślał o niej jak najgorzej może mieć w tym jakiś plan i zapewne rozgrywa jedną se swoich erotycznych gierek. A być może i Steligman pod maską opanowania i stoickiego spokoju kryję jakiegoś potwora? Na razie w pierwszej części stara się być adwokatem diabła szukając logicznego wyjaśnienia dla wszystkich "dziwnych" i "hańbiących" w świadomości Joe rzeczy, które robiła. Na to bym nie wpadł, gdyby moja Dziewczyna nie powiedziała mi jak ona odebrała ten film i nie dała mi trochę do myślenia. Dzięki temu Nimfomanka zyskała trochę głębi i spojrzałem na tą historię trochę inaczej i z większym kredytem zaufania dla von Triera.
Nie kręci mnie temat seksu w kinie - szczególnie takiego wyuzdanego i bez zobowiązań. Po prostu nie wydaje mi się to ciekawe. Nudziłem się na Nimfomance i wszystko wydawało mi się trochę żartem von Triera - kpiną z widzów. Ogromna kampania promocyjna, świetne plakaty i budowane od miesięcy napięcie okazało się wielkim rozczarowaniem. Spodziewałem się czegoś ciekawego i zaskakującego a dostałem coś zupełnie nudnego i pozornie pozlepianego z przypadkowych scen - dlatego też chciałem zmasakrować ten film i nie zostawić na nim suchej nitki. Ale mimo wszystko coś w nim jest - na pewno przełamuje tabu w kinie, jest bezpośredni, obrzydliwie realistyczny i inny. To jest eksperyment na ogromną skalę - artystyczny i socjologiczny. Jak zareagują ludzie na tego typu mocno erotyczne sceny, pozbawione zupełnie zmysłowości i jakichkolwiek uczuć, czyli na zwykłe pieprzenie? Pełny obraz będziemy mieli po obejrzeniu drugiej części Nimfomanki.