"Omen" (1967) | Klasyka Horroru | Recenzja FIlmu
Nie ma to jak dobry horror wieczorkiem,
Teraz ciężko o film z tego gatunku, który nie byłby kiczowaty
albo infantylny. A takiego naprawdę strasznego filmu, to ze świecą szukać. W takiej sytuacji można tylko zrobić jedną rozsądną rzecz - wrócić do klasyki. Postanowiłem sięgnąć po film, którego zawsze bałem się
obejrzeć. Kiedyś kiedyś, jak jeszcze byłem dzieciakiem, jednym okiem zobaczyłem małego chłopca z czarnymi włosami, który próbuje zabić swoją mamę. Ten obraz wyrył się w mojej głowie. Już wtedy wiedziałem, że z ekranu biło
najgorszym złem. Ale teraz już jestem duży i od niedawna zasypiam
przy zgaszonym świetle, więc postanowiłem
obejrzeć ten straszny film pod mówiącym wszystko tytułem „Omen”. A
przy okazji rzuciłem okiem na pozostałem filmy z tej serii – i
tak to wszystko widzę.
"Omen" 1976.
Przebywający w Rzymie amerykański
dyplomata Robert Thorn (Gregory Peck) dowiaduje się, że jego żona
urodziła martwe dziecko. Jeden z księży w szpitalu proponuje mu w
zamian inne dziecko - sierotę, którego matka zmarła przy porodzie.
Przekonuje Roberta, że jego żona nie musi nic wiedzieć, a Bóg przymknie oko na takie kłamstwo. Tak więc Thorn zgadza się na propozycję
księdza i bierze dziecko pod swoją opiekę. W sumie co za różnica, skoro dziecko jest noworodkiem - one wszystkie wyglądają tak samo. Swojemu synowi daje imię Damien. Robert szybko zostaje ambasadorem w Wielkiej Brytanii i wszystko zaczyna się dobrze układać. Razem z żoną i synem są szczęśliwą, amerykańską rodziną. Kiedy chłopiec ma już 5 lat, zaczynają się dziać przerażające rzeczy
- najpierw niania Damiana wiesza się na jego przyjęciu urodzinowym
w bardzo teatralny sposób. Tuż przed skokiem krzyczy uśmiechnięta: „Damien – to dla Ciebie”. Lepszego prezentu dziecko nie mogłoby
sobie wymarzyć, szczególnie jak jest małym antychrystem.
Później wypadek ma jego mam i wszyscy ludzie, którzy w jakiś sposób mogą mu zagrozić. Do Roberta przychodzi Ojciec Brennan - trochę szalony ksiądz, który wyjawia historię i przeznaczenie dziecka. Damien jest antychrystem - zagrożeniem dla całego świata. To dziecko szatana i musi być zgładzone, póki nie jest za późno. Można je powstrzymać tylko w jeden sposób - wbijając w niego siedem specjalnych sztyletów i trzeba to zrobić na poświęconej ziemi. Nic prostszego. Oczywiście Robert nie chce wierzyć w to co słyszy i nic sobie nie robi z tych informacji, do póki Ojciec Bernnan nie ginie w tajemniczym wypadku. A po nim kolejne osoby. Wtedy wszystko zaczyna się układać w całość i Robert coraz poważniej myśli o zabiciu Damiena.
Później wypadek ma jego mam i wszyscy ludzie, którzy w jakiś sposób mogą mu zagrozić. Do Roberta przychodzi Ojciec Brennan - trochę szalony ksiądz, który wyjawia historię i przeznaczenie dziecka. Damien jest antychrystem - zagrożeniem dla całego świata. To dziecko szatana i musi być zgładzone, póki nie jest za późno. Można je powstrzymać tylko w jeden sposób - wbijając w niego siedem specjalnych sztyletów i trzeba to zrobić na poświęconej ziemi. Nic prostszego. Oczywiście Robert nie chce wierzyć w to co słyszy i nic sobie nie robi z tych informacji, do póki Ojciec Bernnan nie ginie w tajemniczym wypadku. A po nim kolejne osoby. Wtedy wszystko zaczyna się układać w całość i Robert coraz poważniej myśli o zabiciu Damiena.
Film ma już swoje lata, ale nadal
straszy i przeraża. Dzieci Szatana zawsze są dobrym tematem i dają sporo do myślenia - czy gdybyś wiedział, że twój syn
jest antychrystem, to czy byś go zabił? Jak to wytłumaczyć innym ludziom,
policji? Ciężka sprawa - no ale skoro to dziecko diabła? Dla tego nie można się dziwić, że nasz bohater miał opory przed wbiciem sztyletu w swojego syna. Chyba każdy szanujący rodzić najpierw by się upewnił, że jego pociecha to szatańskie nasienie zanim by je zasztyletował w kościele.
Klimat filmu tworzy przede wszystkim
muzyka, która jest genialna. Pasuje idealnie do obrazu i jest
przepełniona złymi nutami. Muzyka i główny motyw "Ave
Satani" został stworzony przez kompozytora Jerry'ego
Goldsmith'a - za co został nagrodzony Oscarem. I słusznie, bo aż mam ciarki, kiedy sobie nucę te melodie. A ostatnio robię to coraz częściej. Dobrze zagrał
Gregory Peck, ale on już wtedy był weteranem i tego można było sie po nim spodziewać. Mały Damien też był
przerażający. Moja ulubiona scena to ta, w której rodzina zbliża
się do kościoła, a mały dostaje szału w samochodzie a z ust niemalże leci
mu piana. Że ja na to nie wpadłem, kiedy moja kochana Babcia
zabierała mnie co niedzielę do kościoła.
Tak na prawdę w
„Omenie” jest dużo scen wartych zapamiętania. Wizyta na
starym cmentarzu i odkrycie, że w grobie prawdziwej matki Damiena
leży szkielet szakala, a obok ciało prawdziwego syna Roberta a
później atak tych psów to też scena, która zostaje w pamięci na długo. Nikt już tak nie kręci filmów. Mało kto stawia na budowanie napięcia i opowiadanie historii obrazem i muzyką. Wszystko to robi wrażenie nawet dzisiaj - nie
ma w "Omenie" epatowani krwią, jest po prostu strasznie i przerażająco.
Przyjemnie się to ogląda nawet po 40 latach i nie można nazwać
"Omenu" inaczej, jak klasyką nie tylko horroru, ale kina w
ogóle. Bardzo fajną i wyrazistą postacią jest Ms. Baylock (Billie
Whitelaw), kobieta przysłana chyba z samego piekła. To ona ma ochraniać Damiena i dbać o jego bezpieczeństwo. U jej boku jest zawsze gotowy do zabijania czarny rottweiler, którego też zawsze się bałem.
Myślę, że wielu
rodziców po obejrzeniu tego filmu przeczesywało włosy swoim synom
w poszukiwaniu trzech szóstek. Swoją drogą, Damien to dobre imię
dla syna. Ciekawe, czy po obejrzeniu tego filmu wzrosła popularność tego imienia w Ameryce.
Sukces filmu to zasługa również
reżysera Richarda Donnera, któremu "Omen" otworzył drzwi
do wielkiej karieru. Jego kolejnym filmem był "Superman"
1978, w którym wystąpili Christopher Reeve, Marlon Brandon i Gene
Hackman. To pierwsza poważna próba udowodnienia, że filmy o superbohaterach z komiksów nie muszą być głupie i naiwne. Richard Donner wyreżyserował jeszcze takie hiciory jak "The
Goonies" czy seria filmów "Lethal Weapon".
Komentarze