Godzilla (2014) | Franczyza, która powinna już dawno wyginąć | Recenzja Filmu

Nigdy nie byłem wielkim fanem Godzilli, ale jako miłośnik filmowych potworów nie mogę przejść obok niej obojętnie. Wszystko zaczęło się od pierwszego filmu "Gojira" z 1954 roku. Od tamtej pory ogromy japoński potwór stał się marką rozpoznawalną na całym świecie i świetnie sprzedającą się franczyzą. Japońskich filmów z Godzillą jest mnóstwo, część z nich oglądałem na kasetach VHS, które przynosił mój ojciec, ale nie kręciła mnie za bardzo ich stylistyka i naiwność. Nie potrafiłem się w nie wkręcić, oglądałem je tylko dlatego że był tam wielki potwór niszczący wszystko na swojej drodze. Cała reszt tej mitologii nie robiła na mnie wrażenia. 

Pamiętam za to dobrze, jak cieszyłem się na wieść o amerykańskiej wersji filmu, która była promowana teledyskiem Puff Daddy ft. Jimmy Page "Come With Me". Teraz to wszystko wygląda dosyć zabawnie i kiczowato, ale w 1998, kiedy "Godzilla" wchodziła do kin to był ogromny szał. Nie zawiodłem się wtedy, ponieważ miałem 15 lat i filmy w reżyserii Rolanda Emmericha takie jak "Gwiezdne Wrota" (1994) czy "Dzień Niepodległości" (1996) były przeznaczone właśnie dla dzieciaków takich jaj ja. Dlatego też "Godzilla" bardzo mi się podobała, chociaż z perspektywy czasu nie jest to dobry film, ale dobre wspomnienie.

Recenzja filmu "Godzilla" (2014) Juliette Binoche, Sally Hawkins | Zjadacz Filmów

Nie podniecałem się na wieść o najnowszej amerykańskiej wersji przygód Godzilli, ponieważ spodziewałem się typowego katastroficznego filmu z komputerowymi potworami i denną fabuła. Po 15 minutach filmu wiedziałem już, że się pomyliłem i dałem "Godzilli" zbyt duży kredyt zaufania. Po 15 minutach moja dziewczyna, która obejrzała już ze mną cała masę gównianych filmów i jest dosyć odporna na hollywoodzki chłam zapytała mnie po raz pierwszy, czy już możemy wyłączyć ten film. Ponowiła to pytanie jeszcze kilka razy. Uparłem się, że zobaczymy go do końca i tak też się stało. Obejrzałem ten film z przyzwyczajenia i sympatii do wielkich filmowych potworów, ale prawda jest taka że "Godzilla" to strata czasu.

Zaryzykuje stwierdzenie, że ten film w ogóle nie ma scenariusza. W sumie po co komu historia, skoro za chwilę będą ze sobą walczyły wielkie potwory obracające przy tym miasta w gruz. Podobna idea przyświecała Guillermo del Toro, kiedy zrobił swoją wersje Godzilli nazwaną "Pacific Rim" (2013) i uznał, że roboty walczące z potworami są na tyle interesujące, że nikt nie zwróci uwagę na nielogiczny scenariusz i beznadziejne dialogi. Pod tym względem "Godzilla" nie różni się wiele od "Pacific Rim".

Kluczem do zrozumienia tego filmu jest zupełnie nieprzypadkowa przypadkowość. Zamiast "Godzilla" nazwałbym ten film "Akurat", dlatego że wszystko w filmie dzieję się akurat wtedy i tam gdzie to jest potrzebne. Joe Brody (Bryan Cranston) pracuje razem ze swoją żoną Sandrą Brody (Juliette Binoche) w elektrowni jądrowej gdzieś w Japonii. Na miejscu dochodzi do wypadku, podczas którego ginie Sandra a cały teren zostaje napromieniowany. Joe razem ze swoim nastoletnim synem Fordem zostają ewakuowani i przeniesieni w bezpieczniejsze miejsce. Swoją drogą Ford uczył się w pięknej szkole, z której był równie przepiękny widok na położoną niedaleko elektronie atomową. Mija piętnaście lat od tego wydarzenia i widzimy dorosłego Forda, który akurat wraca z jakiejś wojskowej misji. Jego praca polega na rozbrajaniu bomb, co akurat mu się bardzo przyda na końcu filmu. 

Akurat kiedy wrócił do domu do żony i syna dostaje telefon, że jego ojciec został aresztowany za to, że próbował przedostać się do swojego starego mieszkania na terenie skażonym promieniowaniem. Nie wiem jaka policyjna procedura zakłada przylot najbliższego żyjącego członka rodziny z drugiego końca świata, ale po telefonie Ford od razu pakuj się w samolot i leci po ojca. Okazuje się, że od 15 lat Joe ściga to coś, co spowodowało wypadek w elektrowni i musi akurat teraz odzyskac dane zapisane na dyskietkach 15 lat temu, które znajdują się w starym mieszkaniu. A nowe mieszkanie Joe jest całe wylepione karteczkami i wycinkami z gazet dotyczącymi wszystkich tego typu wypadków z anomaliami sejsmicznymi. Wiecie, dokładnie tak jak w każdym filmie, w którym główny bohater ma obsesję na jakimś punkcie i wykleja sobie pokój wycinkami z gazet. 

Recenzja filmu "Godzilla" (2014) David Strathairn, Bryan Cranston | Zjadacz Filmów

Recenzja filmu "Godzilla" (2014) Bryan Cranston, Juliette Binoche | Zjadacz Filmów

Ford postanawia pomóc ojcu i razem z nim udaje się do opuszczonego miasta po dyskietki. Jak już znajdują potrzebne dane podjeżdża policja i aresztuje ich. O ile wcześniej Joe został zabrany od razu na komisariat, tak w tym wypadku akurat przewożą dwójkę naszych bohaterów bezpośrednio do tajnej wojskowej bazy, która powstała w okół starego reaktora. Wystarczyło, że Joe powiedział że kiedyś tu pracował i od razu staje się kimś ważnym i godnym uwagi. Akurat kiedy nasi bohaterowie są przesłuchiwani do życia budzi się ogromny potwór 'MUTO", który piętnaście lat temu zakopał się w okolicy elektrowni atomowej. Reszta mojego szyderczego tekstu to w zasadzie same spojlery.

Po tym jak wielki MUTO wydostał się z super tajnej bazy kontrole nad cała operacją przejmuje wojsko. Szykuje się operacja zabicia wielkiego stwora, ale sytuacja się komplikuje po pojawia się kolejny wielki potwór tym razem samiec z tego samego gatunku. Więc nasza parka szuka sobie miejsca do kopulowania i składania jaj. Razem z wojskiem na polowanie wyrusza Dr. Ishiro Serizawa (Ken Watanabe), który jest bardzo przekonany o sile Godzilli i cały czas powtarza, że potwory muszą to załatwić między sobą i koniec. Tak działa przyroda. Pozwólcie im walczyć!

"Godzilla" to strasznie głupi film, który nawet nie spełnia swojego podstawowego założenia - nie bawi w ogóle i na pewno nie jest rozrywką. Jest chłamem, kolejnym gównianym filmem bez pomysłu, który ma zarobić setki milionów dolarów tylko dlatego że pojawia się w nim wielkie potwory walczące ze sobą. Wszystko dzieje się w tym filmie akurat wtedy, kiedy najbardziej jest potrzebne do fabuły. To sprawia, że "Godzilla" jest jednym z najgłupszych filmów jakie ostatnio widziałem. Kiedy Ford ma już wracać do do żony i synka nie może, ponieważ w drodze na lotnisko wielka modliszka zaatakowała akurat wagon metra, w którym znajdował się nasz bohater. Później akurat tak się stało, że Ford dołącza do oddziału który rusza zabić potwora. Bez zbędnych pytań Ford dostaje mundur, sprzęt i już jest w jednostce. Chwilę później wyskakuje z samolotu i już jest w trakcie misji rozbrojenia bomby zagrażającej całemu miastu. Widocznie walczące ze sobą potwory nie wystarczyły, dopiero kiedy pojawia się zagrożenie wybuchu bomby atomowej w jakimś amerykańskim mieście wiesz, że to nie są żarty. A kiedy padają słowa walki za wspaniały kraj jakim jest Ameryka, to wiesz że możesz śmiało zacząć wymiotować. 

Dziwnym zbiegiem okoliczności trasa trzech potworów łączy się akurat w mieście, w którym przebywa jego żona i syn. Tutaj wszystko jest tak przypadkowe, że oglądanie tego filmu ubliża normalnemu widzowi. Jak na film z 2014 roku, to żal było patrzeć na to co działo się na ekranie. Oglądanie tych komputerowych potworów najzwyczajniej boli. Reżyser filmu Gareth Edwards uznał, że nie musi nam pokazywać za dużo potworów w całości, wystarczy jak pokaże kawałek łapy, kawałek pleców albo wielki ogon znikający we mgle. A najgorsza scena w filmie to ta, w której po wygranej walce z potworami Godzilla wraca do wody ale postanawia na chwile się zatrzymać i odszukać wzrokiem Forda, który akurat stoi na środku ulicy i patrzy w tym samym kierunku. Ich spojrzenia się spotykają, i gdyby nie to że już wymiotowałem kilka razy podczas oglądania "Godzilli", to ulżyłbym sobie raz jeszcze.


Recenzja filmu "Godzilla" (2014) Sally Hawkins, Elizabeth Olsen | Zjadacz Filmów

Recenzja filmu "Godzilla" (2014) Elizabeth Olsen, Ken Watanabe | Zjadacz Filmów


Jak się zbierze do kupy wszystko to co miało udawać fabułę tego filmu, to przestaje mieć to sens. Jeden wielki potwór budzi się po 15 latach po to, żeby zapłodnić innego potwora i stworzyć więcej potworów. Te modliszki pożerają energię albo z jądra ziemi albo z elektrowni jądrowych. Żeby móc się rozmnażać muszą mieć w swojej norce przynajmniej jedną bombę atomową - inaczej nic z tego. Obrońcą Ziemi jest Godzilla, która żyje i uaktywnia się tylko wtedy, kiedy inne potwory chcą się rozmnażać. Brzmi to głupio, ale dokładnie taki jest ten film. 

Szkoda się więcej rozpisywać nad "Godzillą", ponieważ to jest jeden z tych przypadków, kiedy poświęcam na analizę filmu więcej czasu niż jego twórcy. Scenariusz jest głupi, bohaterowie papierowi, potwory zbyt komputerowe, sceny walki nieciekawe (wszystkie dzieją się w nocy a dookoła jest mnóstwo dymu), dialogi beznadziejne. Ciężko się to oglądało i od początku czuje się, że jest to straszna kupa. Dużo złych rzeczy można powiedzieć na temat filmu "Godzilla" z 1998 roku, ale broni go to że powstał pod koniec lat 90-tych i nie było wtedy takich możliwości technicznych jakie są teraz, więc wygląda trochę sztucznie i naiwnie. 

Ale nic nie broni "Godzilli" z 2014 roku, ponieważ przy wszystkich nowoczesnych efektach specjalnych i z budżetem w wysokości 160 milionów dolarów można było zrobić świetny film, ale trzeba spełnić jeden bardzo ważny warunek - trzeba mieć pomysł. Tutaj nie było żadnego pomysłu, tylko czysta kalkulacja, dzięki której "Godzilla" zarobiła 500 milionów dolarów. Nie ważne, czy film był dobry czy zły - jeżeli twoja najnowsza kupa zarobi cztery razy tyle ile wyniósł budżet filmu, to zrobienie kolejnej części jest tylko kwestią czasu. Niestety sama postać Godzilli jest nieciekawa i nawet boję się myśleć z kim przyjdzie jej walczyć w kolejnej części. Moim zdaniem można śmiało już pogrzebać tego filmowego potwora i dać sobie spokój z opowiadaniem tej historii, bo to do niczego nie prowadzi.

Komentarze

MajsterHajster pisze…
Inwestowanie w franczyzę\ otwiera przed przedsiębiorcami drzwi do świata biznesu z mniejszym ryzykiem i dostępem do sprawdzonego modelu działalności. Franczyza umożliwia skorzystanie z rozpoznawalności marki oraz wsparcia w zakresie zarządzania, marketingu i operacji, co jest nieocenione dla nowych graczy na rynku.

Popularne posty z tego bloga

Panic Room / Azyl (2002) | Film, Którego David Fincher Powinien Się Wstydzić | Recenzja Filmu

"A Royal Affair / Kochanek Królowej" (2012) Czyli Mads Mikkelsen Na Dworze Króla Danii

"Omen" (1967) | Klasyka Horroru | Recenzja FIlmu