Wilk z Wall Street (2013) | DiCaprio i Scorsese w najlepszym filmie roku | Recenzja Filmu
Współpraca DiCaprio i Scorsese zaczęła się od Gangów Nowego Yorku (2002), kolejnym ich wspólnym filmem był Aviator (2004) - ale te filmy nie zrobiły na mnie specjalnego wrażenia, w ogóle niczego z nich nie zapamiętałem. Następny film tego duetu Infiltracja (2006) miał już wszystko co lubię - był świetny i wkręcający i miał genialną obsadę. Wyspa Tajemnic (2010) rozłożyła mnie na łopatki, historia była świetna i końcówka najlepsza a DiCaprio stawał się coraz lepszy z każdym kolejnym filmem. W tym samym roku zagrał również w Incepcji, która tylko potwierdziła pozycje Leo, jako jednego z najlepszych aktorów. Dla tego szedłem na Wilka z Wall Street z wielkimi oczekiwaniami - chciałem, żeby ten film był jeszcze lepszy niż poprzednie tego duetu. I tak właśnie się stało.
Film powstał na podstawie wspomnień prawdziwego Wilka z Wall Street Jordana Belforta, który został skazany w 1998 roku za oszustwa i pranie pieniędzy na 22 miesiące więzienia. Jordan zaczynał od handlu owocami morza i mięsem, żeby później zacząć sprzedawać akcje na giełdzie. Szybko zorientował się, jak nielegalnie zarobić ogromne pieniądze na sprzedaży akcji "śmieciowych" spółek. Założony przez niego dom maklerski Stratton Oakmont przynosił setki milionów dolarów zysków oszukując swoich inwestorów. Sprawa wyszła na jaw i Jordan został skazany. Książka, którą wydał po wyjściu z więzienia stała się podstawą do nakręcenia Wilka z Wall Street i wyszło to najlepiej jak tylko mogło. Martin Scorsese bardzo się przyłożył, żeby jak najlepiej oddać klimat tamtych czasów. Jordan Belfort zarabiał tyle pieniędzy na oszustwach, że nie wiedział co z nimi robić. Do tego był uzależniony od narkotyków i różnych leków, które łykał jak cukierki. Cały czas na wysokich obrotach, napędzany kokainą budował swoje finansowe imperium. Dzięki sukcesom, które osiągnął stał się postacią kultową w środowisku maklerów - wszyscy chcieli dla niego pracować. W 1990 roku jego biuro zatrudniało 1000 osób. Atmosfera w firmie była bardzo luźna - kokaina była rozsypana wszędzie a po biurze przechadzały się nagie prostytutki. Wszystko to oczywiście musiało się kiedyś skończyć i tak też się stało. Scorsese dołożył wszelkich starań, żeby film jak najlepiej przedstawiał tamte wydarzenia. Zrobił to na prawdę dobrze i sprawnie - o niczym nie zapomniał, niczego nie było za dużo - świetnie wyważony film. Do tego bardzo dobre zdjęcia, które nie pozwalały nawet na chwilę oderwać wzroku od ekranu. Każda scena w Wilku zasługuje na uznanie, ponieważ jest precyzyjnie dopracowana. Oglądało mi się ten film tak dobrze, że w ogóle nie odczułem tych 3 godzin spędzonych w kinie.
Leonardo DiCaprio genialnie wcielił się w rolę Jordana Belforta - jest nastawiony na sukces, pewny siebie, bezczelny i zdeterminowany. Do tego jest piekielnie inteligentny i umie sprzedać wszystko. Jego przemówienia porywają wszystkich w biurze - jest naładowany narkotykami i pozytywna energią - umie zmotywować do działania. Niestety jego życie zaczyna się sypać i Jordan musi wypić piwo, którego sobie naważył i zmierzyć się z wizja 20 lat więzienia. DiCaprio pokazał tą postać ze wszystkimi tymi cechami - zrobił to świetnie i na najwyższym poziomie. W pamięci została mi sceny, w której Jordan bardzo mocno naćpany próbuje pełzając dostać się do samochodu - to przywołało na myśl Las Vegas Parano. DiCaprio wspiął się na wyżyny aktorstwa, grał z emocjami w każdej scenie - zmieniał się na potrzeby historii i był najlepszy. Widać, że z każdym kolejnym filmem daje z siebie jeszcze więcej - i to się świetnie ogląda. Na uwagę zasługuje też Jonah Hill, który zagrał partnera biznesowego Jordana - Donniego. Jestem pod dużym wrażeniem tego, jak świetnie wypadł w Wilku z Wall Street - ma talent komediowy i to wiadomo nie od dzisiaj, ale tutaj zagrał tak dobrze, że zyskał dużo w moich oczach.
W zasadzie wszystko co widzimy w filmie, miało miejsce na prawdę. Zatonięcie wielkiego jachtu u wybrzeży Włoch, naćpany Jordan lądujący helikopterem - niektóre sytuacje były dużo groźniejsze w życiu niż to przedstawiono w filmie. Ale widać dystans, z jakim Scorsese podszedł do filmu - rzeczy, które powinny przerażać wywołują śmiech. Warto wspomnieć, że w filmie jest pełno wulgaryzmów - wszyscy rzucają mięsem bez opamiętania. Do tego nie zabrakło sprośnego humoru i niewybrednych żartów na każdy temat. Cały film jest bardzo dobrze przemyślany i skonstruowany - przez pierwszą część ciężko się powstrzymać od śmiechu, mnie osobiście rozbolał brzuch. Później było już bardziej poważnie, ale ciągle z humorem a końcówka oczywiście do przewidzenia - gorzka.
Komentarze