WORLD WAR Z (2013) Czyli Brad Pitt Ratuje Świat Przed Zombiakami


world war z, brad pitt, max brooks
Uwielbiam te "tanie" środy w Cinema City - bilet za 14 zł, więc nawet po kiepskim filmie nie czuję się wielkiej straty. Staram się chodzić regularnie - raz że mam blisko, dwa że po taniości. Dlatego też postanowiłem się wybrać z moim serdecznym kolegą Bartkiem na World War Z. W sumie nie wiele było do stracenia poza 14 złotymi. A chodzenie do kina stało się małą tradycją.


Pytanie: "Kto nie lubi zombiaków?" jest retoryczne, ponieważ nie wiem jak można się nie jarać żywymi trupkami! Noc Żywych Trupów George A. Romeo z 1968 r. to niewątpliwie klasyk pod każdym względem - stoi u mnie na półce tuż obok Frankenstein'a z 1931. Dziesiątki kontynuacji filmów o zombiakach zalewają rynek od 40 lat. Lepsze, gorsze, śmieszne, straszne - po prostu różne. Na uwagę zasługuje przede wszystkim komiks "The Walking Dead", który ukazuje się od 2003 roku i serial na jego podstawie pod tym samym tytułem, emitowany od 2010 r. Pierwszy raz spotkałem się z tak skoordynowaną i przemyślaną adaptacją komiksu. Czyta się świetnie a ogląda jeszcze lepiej. Jak dla mnie jeden z najciekawszych seriali w ogóle. 

Kilka lat temu usłyszałem o książce World War Z Maxa Brooks'a. Nie znalazłem jej polskiego przekładu, więc ściągnąłem sobie audiobooka w oryginale i przesłuchałem. Byłem pod wrażeniem - przede wszystkim podobała mi się konstrukcja książki - kilka historii z rożnych okresów wojny z zombiakami i z różnych perspektyw. Do tego sam pomysł, żeby potraktować problem żywych trupów w skali światowej był dosyć oryginalny. Zmasowane działania mające na celu powstrzymanie armii zombiaków to całkiem inna perspektywa. To już nie jakieś miasteczko i historia jednego bohatera walczącego o życie - pokazano cały świat zmagający się z tym problemem od lekarza, który trafił na pacjenta zero po żołnierza, który walczył z zombiakami na "froncie". Dla mnie rewelacja. Dla tego też bardzo się cieszyłem, że powstanie film na podstawie książki. Niestety po obejrzeniu trailera czułem że to może być jakaś kupa. Po pierwsze przestraszyłem się Brada Pitta. Co prawda bardzo sobie cenię tego aktora i jaram się jego filmami, ale od razu poczułem parcie na sukces. Do tego te wszystkie efekty, gdzie tysięcy zombiaków niszczą wszystko i wszystkich  świadczyły o wielkim budżecie, a co za tym idzie za typową amerykańską papką. No i nie wiele się pomyliłem.

world war z, brad pitt, max brooks



World War Z nie ma w sobie absolutnie nic z książki - wszystko co było wyjątkowe, oryginalne i ciekawe zamieniono na klasyczną fabułę dla debili. Brad Pitt (beznadziejnie wygląda w tych długich włosach) ucieka wraz z żoną i córkami przed żywymi trupami. Na całe szczęście bohater grany przez Brada jest byłym pracownikiem/żołnierzem ONZ i nie ma większego problemu z załatwieniem sobie i rodzinie transportu na jeden z operacyjnych lotniskowców. Na miejscu dostaje ultimatum - albo pomoże rozwiązać zagadkę "epidemii", albo on i jego rodzina nie będą mieli schronienia na lotniskowcu. Co robi Brad? Wiadomo - zostawia rodzinę i rusza do Korei razem z wirusologiem w poszukiwaniu przyczyny epidemii. Opisywanie fabuły wydaje mi się mało sensowne - nie chcę psuć nikomu przyjemności z oglądania - dla tego od razu przejdę do meritum. Beznadziejne wydaje się odpalenie granatu w lecącym samolocie - ale skoro to miało uratować naszego bohatera i jego partnerkę to nic na to nie poradzę. Przymykam oko na bzdurność i oglądam dalej. A dalej jest tylko gorzej - parę szybkich refleksji i Brad Pitt wie jak uratować świat od zagłady. Rozwiązanie jest proste - zombiaki nie atakują ludzi chorych i umierających. Dla tego wystarczy tylko wszystkich zarazić jakąś uleczalną chorobą i problem z głowy... Sam pomysł wydaje się niezły - nie atakowanie chorych przez żywe trupy to dla mnie nowość. Natomiast samo dochodzenie do rozwiązania i cała fabuła filmu jest masakrycznie płytka. Poczułem się jak niepełnosprawny umysłowo w kinie, któremu trzeba wszystko powtarzać kilka razy. Na tle tej dennej fabuły, którą w skrócie można nazwać: Brad Pitt Ratuje Świat, wszystko inne wydaje się tak samo beznadziejne. Fakt - tysiące zombiaków atakujące mury wzniesione w okół Jerozolimy robią wrażenie - ale poza tym nie mam w tym filmie absolutnie nic ciekawego i godnego uwagi. Film jest nudny na maxa i nie równy. O ile przez pierwsze 30 minut można się na prawdę odnaleźć w rzeczywistości apokalipsy - ucieczka Brada z rodziną na prawdę trzyma w napięciu - to reszta filmu z małymi wyjątkami jest po prostu nudna. 


world war z, brad pitt, max brooks

Wyszedłem z kina trochę oszukany. Spodziewałem się ekranizacji książki a dostałem bajkę dla debili. Nic nowego, zero świeżości - klasyczny odgrzewany kotlet. Typowa masówka, która nie zostaje w pamięci po wyjściu z kina. Powiem szczerze, że zazwyczaj po jakimś filmie sporo mam do powiedzenia - jakieś refleksje, spostrzeżenia - wiadomo. W tym przypadku nie było o czym gadać - po prostu mi się nie podobał. A cały film pogrąża to, że jest ekranizacją na prawdę dobrej książki, z której nie wykorzystano chyba nic poza tytułem. Przykre.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Panic Room / Azyl (2002) | Film, Którego David Fincher Powinien Się Wstydzić | Recenzja Filmu

"Falling Down / Upadek" (1993) Czyli Michael Douglas Bierze Sprawy w Swoje Ręce | Recenzja Filmu

"Omen" (1967) | Klasyka Horroru | Recenzja FIlmu