Przygody "Fantastycznej Czwórki" Na Dużym Ekranie (1994-2015) | Recenzja filmu
Postacie fantastycznej Czwórki stworzył Mistrz we własnej osobie Stan Lee a narysował kolejny mistrz Jack Kirby. "Fantastic Four" #1 ukazał się w listopadzie 1961 roku. Bohaterowie cieszyli się od początku dużą popularnością i tak jest do dzisiaj. Pierwszy pełnometrażowy film o Fantastycznej Czwórce powstał w 1994 roku za jedyny milion dolarów. Można go obejrzeć w internecie i wystarczy kilka minut, żeby zrozumieć dla czego nigdy nie trafił do dystrybucji. Fantastyczna Czwórka wróciła na ekrany w 2005 roku i studio planowało trzy filmy, ale powstały tylko dwa. Na rok 2015 zapowiedziano kolejny film o powstaniu tej super grupy.
Jak powstała "Fantastyczna Czwórka"?
Reed Richards jest naukowcem, który skonstruował kosmiczną rakietę mogąca dolecieć dalej niż jakikolwiek prom kosmiczny. Organizuje wyprawę na którą zabiera swoją dziewczynę Sue Storm i jej brata Johnny'ego a pilotem zostaje jego kolega Ben Grimm. Grupa astronautów zostaje poddana nieznanemu kosmicznemu promieniowaniu, które sprawiło że po przybyciu na ziemię wszyscy zyskali super-moce. Reed (Mr. Fantastic) zyskał możliwość rozciągania swojego ciała, Sue (Invisible Woman) mogła stawać się niewidzialna, Johnny (Human Torch) stał się Człowiekiem-Pochodnią a Ben Grimm zamienił się w potwora o niezwykłej sile pokrytego skorupą (The Thing). Sprzymierzyli się, żeby móc razem wykorzystać swoje moce do pomocy ludziom. Odwiecznym wrogiem "FF" jest Victor Von Doom znany też jako Doctor Doom. Był kolega Reda na studiach i to właśnie jego obwinia za nieudany eksperyment, który zniszczył jego twarz. Od tamtej pory zrobi wszystko, żeby zniszczyć Fantastyczną Czwórkę.
"Fantastic Four" (2005) reżyseria Tim Story.
Historia w filmie różni się od tej komiksowej, ale nie mam to tego żadnych zastrzeżeń. Wszystko co najważniejsze zostało zachowane a wszystkie zmiany są logiczne i pasują do fabuły. Doctor Reed Richards (Ioan Gruffudd) organizuje wyprawę w kosmos w celu zbadania rzadkiego zjawiska kosmicznej chmury. Namawia na wyprawę swojego kolegę ze studiów Victora Von Doom (Julian McMahon), który stoi na czele ogromnej korporacji i tak się akurat składa ma stację kosmiczną, która jest w stanie ochronić ich przed tą chmurą. Takie badanie mogłoby wygenerować ogromne zyski dla firmy, dla tego Victor szybko zgadza się na udział w misji.
Razem z nimi wyrusza była dziewczyna Reeda (obecnie asystentka Victora) Sue Storm (Jessica Alba), jej brat Johny (Chris Evans) oraz były pilot wojskowy Ben Grimm (Michael Chiklis). Nasi astronauci na orbicie zostają zaskoczeni przez kosmiczną burze i poddani promieniowaniu. Po powrocie na ziemię zaczynają zauważać poważne zmiany w swoim ciele. Reed, Sue, Johnny i Ben po spektakularnej akcji na moście stają się medialnymi bohaterami i zostają nazwani "Fantastyczną Czwórką". W tym czasie od Von Dooma odchodzą udziałowcy i cały jego świat zaczyna się walić. Do tego Sue, której się oświadczył wróciła do Reeda. Ciało Victora również zostało napromieniowane i zaczyna się zmieniać. Doom planuje zemstę na całej Fantastycznej Czwórce.
Razem z nimi wyrusza była dziewczyna Reeda (obecnie asystentka Victora) Sue Storm (Jessica Alba), jej brat Johny (Chris Evans) oraz były pilot wojskowy Ben Grimm (Michael Chiklis). Nasi astronauci na orbicie zostają zaskoczeni przez kosmiczną burze i poddani promieniowaniu. Po powrocie na ziemię zaczynają zauważać poważne zmiany w swoim ciele. Reed, Sue, Johnny i Ben po spektakularnej akcji na moście stają się medialnymi bohaterami i zostają nazwani "Fantastyczną Czwórką". W tym czasie od Von Dooma odchodzą udziałowcy i cały jego świat zaczyna się walić. Do tego Sue, której się oświadczył wróciła do Reeda. Ciało Victora również zostało napromieniowane i zaczyna się zmieniać. Doom planuje zemstę na całej Fantastycznej Czwórce.
To jest jeden z niewielu filmów na podstawie komiksów, który po prostu pochłaniam bez pytań. Scenariusz jest napisany z jajem i dystansem, bohaterowie mają swoje różne charaktery, które świetnie ze sobą korespondują. Obsada jest świetnie dobrana i najlepsza rolę ze wszystkich miał jednak Ben Grimm/The Thing. Dialogi w filmie są pełen humoru i bardzo komiksowe, ale w tym wypadku wyszło świetnie. Jest tutaj wszystko to, o czym zapomnieli twórcy m.in "Avengers" i całej suchej serii "Iron Man". jak dla mnie "Fantastyczna Czwórka" jest przykładem na to, że można zrobić interesujący film o super-bohaterach. Jest tam dokładnie to, czego zabrakło w najnowszych produkcjach komiksowych - nieskomplikowana fabuła, dobre dialogi i poczucie humoru. Postawiono na postacie i tworzenie klimatu a nie na niesamowitą akcję. Wszystko jest dobrze pomyślane i jeżeli ktoś lubi komiksy z Fantastyczną Czwórką, to nie będzie zawiedziony.
Tutaj nikt się nie sili na czerstwą powagę i patos - wszystko jest dobrze wyważone i spełnia swoją podstawową funkcje, o której wszyscy zdaje się zapomnieli - bawi, cieszy i przy tym nie jest głupie. To jest czysta rozrywka bez pseudo naukowych treści. Jest tylko jedna rzecz, która wydaje się być tak głupia i nieprawdopodobna, ze aż szok, że zostało to w filmie - po spotkaniu z burzą kosmiczną i po wylądowaniu na Ziemi cała piątka jest w specjalnym ośrodku gdzieś w Alpach. Zastanawiam się w jaki sposób Ben Grimm po tym jak uciekł z ośrodka dostał się z Europy do Ameryki niezauważony przez nikogo. Widzimy, jak wychodzi z pociągu i znajduje się w Nowym Yorku pod mieszkaniem swojej narzeczonej - tak po prostu.
Dla mnie to ogromna bzdura. Kiepsko wypadła też późniejsza scena, w której narzeczona Bena jest przerażona jego wyglądem i ucieka od niego. Później przybiega do Bena, kiedy ten ratuje strażaków na moście i ostentacyjnie zdejmuje pierścionek zaręczynowy i zostawia go na ziemi. Co za szmaciuga paskudna! Taki kawał biegła, żeby tylko go poniżyć przed wszystkimi i pokazać jak bardzo nim gardzi. Beznadziejny wątek zupełnie niepotrzebny.
Tutaj nikt się nie sili na czerstwą powagę i patos - wszystko jest dobrze wyważone i spełnia swoją podstawową funkcje, o której wszyscy zdaje się zapomnieli - bawi, cieszy i przy tym nie jest głupie. To jest czysta rozrywka bez pseudo naukowych treści. Jest tylko jedna rzecz, która wydaje się być tak głupia i nieprawdopodobna, ze aż szok, że zostało to w filmie - po spotkaniu z burzą kosmiczną i po wylądowaniu na Ziemi cała piątka jest w specjalnym ośrodku gdzieś w Alpach. Zastanawiam się w jaki sposób Ben Grimm po tym jak uciekł z ośrodka dostał się z Europy do Ameryki niezauważony przez nikogo. Widzimy, jak wychodzi z pociągu i znajduje się w Nowym Yorku pod mieszkaniem swojej narzeczonej - tak po prostu.
Dla mnie to ogromna bzdura. Kiepsko wypadła też późniejsza scena, w której narzeczona Bena jest przerażona jego wyglądem i ucieka od niego. Później przybiega do Bena, kiedy ten ratuje strażaków na moście i ostentacyjnie zdejmuje pierścionek zaręczynowy i zostawia go na ziemi. Co za szmaciuga paskudna! Taki kawał biegła, żeby tylko go poniżyć przed wszystkimi i pokazać jak bardzo nim gardzi. Beznadziejny wątek zupełnie niepotrzebny.
Scenariusz "Fantastycznej Czwórki" napisali Mark Frost na spółkę z Michaelem France. Mark Frost był współtwórcą scenariusza do świetnego swoją drogą serialu Davida Lyncha "Twin Peaks". Michael France współtworzył scenariusze do beznadziejnych filmów jak "Golden Eye" (1995), "Hulk" (2003) czy "The Punisher" (2004). Dwa ostatnie filmy to absolutne niewypały i pomyłki w świecie ekranizacji komiksów. A "Golden Eye" to film, o którym każdy szanujący się fan Jamesa Bonda chciałby zapomnieć. Zastanawiam się jak udało mu się wkręcić do "Fantastycznej Czwórki" i co najważniejsze dla czego ten film dla odmiany nie jest beznadziejny. Efekty specjalne są całkiem niezłe a charakteryzacja wręcz genialna. Postac "The Thing" jest żywcem wyciągnięta ze stron komiksu. Tak samo jak cała reszta postaci - kawał dobrej roboty. Reżyserem filmu jest Tim Story, znany przede wszystkim z kręcenia Czarnych komedii jak "Barbershop" (2002) czy "Ride Along" (2014). Z "Fantastyczną Czwórką" poszło mu wyjątkowo fantastycznie.
"Fantastic Four: Rise of the Silver Surfer" (2007) reżyseria Tim Story
Kolejny film z Fantastyczną Czwórką - ta sama obsada, ten sam reżyser, Mark Frost napisał scenariusz na spółkę z Don Payne'e, który to maczał palce w dwóch kiepskich filmach z serii "Thor". Do tego w drugij części przeciwnikiem "F4"jest Silver Surfer - postać, którą strasznie fascynowałem się jako dziecko. Z wypiekami oglądałem serial animowany na FOX Kids - byłem zachwycony historią Norrin Radda i jesgo służby u Galactusa. Więc wszystko powinno być jeszcze lepsze niż w pierwszej część - a jednak wyszła straszna kupa.
Pierwsza część miała nieskomplikowaną fabułę i bardzo przyjemnie się ją oglądało. Druga cześć niestety już taka nie jest - mamy historię wielkiego Galactusa - pożeracza Światów i Silver Surfera, który jest jego zwiadowcą wynajdującym mu nowe planety. W końcu trafiają na Ziemie. Fantastyczna Czwórka musi połączyć swoje siły z dawnym wrogiem i razem ocalić Ziemię. Brzmi to beznadziejnie i tak tez wyszło na ekranie.
Jest cała lista rzeczy, które nie grają w tym filmie. Przede wszystkim postanowiono wejść na wyższy level efektów specjalnych, co sprawiło że film się kiepsko ogląda. Jest bardzo mało realnie. Wiem, że to adaptacja komiksu i w ogóle, ale są jakieś granice zdrowego rozsądku. Tutaj ich nie zachowano. Postawiono za to na efekty specjalne i jeszcze więcej walki. Osobiście nie czułem tego klimatu - nie podobała mi się scena, w której Sue zatrzymuje helikopter na dachu podczas wesela - strasznie to było głupie.
Kolejna bzdurna scena, w której Reed pokazuje wszystkim po raz pierwszy ich latający pojazd - fakt, że wygląda tak samo jak w komiksie i tak samo rozdziela się na 3 oddzielne pojazdy. Ale na miłość Boską jak po rozdzieleniu Sue i Ben byli w stanie pilotować swoje części, skoro siedzieli w tym pojeździe kilka minut? W końcu to mega-super-extra zaawansowany technologicznie pojazd, a nie latający rower.
I kolejna, w której Dr Doom nie znając absolutnie natury ani pochodzenia Silver Surfera jest w stanie stworzyć na szybko urządzenie, które pozwoli mu kontrolować deskę.
Kolejna bzdura - Galactus, najpotężniejsza siła w całym wszechświecie jest wielką chmurą? To jest dopiero policzek dla fanów komiksu. I co? Silver Surfer, który dał się złapać jak szczeniak w pułapkę zastawioną na szybko przez ludzi jest w stanie zniszczyć Galactusa tak po prostu? Niby dla czego? Bo Sue przypomniała mu jego żonę? I teraz doszedł do wniosku, że to co robi jest złe? Mało tego - może to w każdej chwili powstrzymać - jak głupie to jest?
Kolejna bzdura to przekazywanie sobie mocy - wystarczy, że Johnny dotknie kogokolwiek z Fantastycznej Trójki i już. Potem znowu dotknięcie i wszystko wraca do normy. Rozumiem, że było to potrzebne żeby na końcu w tajemniczy sposób Johnny mógł połączyć w sobie wszystkie moce i załatwić Doom'a. Mimo wszystko głupota straszna.
Kolejna bzdura - Srebrny Surfer mówiący głosem Czarnego Laurence'a Fishburne'a.
Takich głupich scen i sytuacji można wymienić bardzo dużo w tym filmie. Nie zostało poza obsadą nic z pierwszej części. Zapomniano o dystansie i logice a skupiono się efektownych scenach walki. Śmieszne żarty Bena zamienili nie śmieszne żarty całej reszty i niepotrzebne sceny, w których Mr Fantastic rozciąga się na parkiecie. A i samej walki jest nie dużo - przez cały film Fantastyczna Czwórka próbuje zrozumieć kim jest Silver Surfer i jak go powstrzymać. A kiedy nie są zajęci walką ze sobą - ratują ludzi na całym świecie. Szkoda więcej pisać - zupełnie chybiony pomysł i ogromna porażka. |
Czy jest to najgorsza adaptacja komiksowa jaką widziałem? Na pewno nie. "Fantastic Four: Rise of the Silver Surfer" (2007) to słaby film z kiepską fabułą i zrobiony bez pomysłu i dystansu, ale daleko mu do "Daredevil" czy "Batman i Robin". Na pewno nie postawiłbym znaku równości między tymi filmami, bo to byłoby krzywdzące dla Czwórki. Ale jako sequel całkiem przyjemnego filmu z 2005 roku, to ssie na całej linii. Silver Surfer wygląda świetnie na ekranie do póki nie zostanie złapany i oddzielony od deski - wtedy staje się strasznym sentymentalnym mięczakiem z głosem Morfeusza. Reed Richards, najmądrzejszy umysł na Ziemi zachowuje się jak zwykła cipa w obecności Sue. O reszcie szkoda gadać. I jeszcze jedno na koniec - rozumiem, że product placement to coś, bez czego nie może powstać żaden duży film, ale tutaj nawet nikt się nie silił, żeby chociaż trochę ukryć te wszystkie reklamy. Są sceny, w których to loga dużych firm są ważniejsze niż bohaterowie i akcja sam w sobie.
"Fantastic Four" (2015) - (dopiero powstaje)
W lutym studio 20 Century Fox przedstawił obsadę najnowszego filmu z Fantastyczną Czworką, który już powstaje. Kiedy to zobaczyłem, zaniemówiłem. Pomijam już to, że znana z serialu "House of Cards" Kate Mara, która jest mdła i nijaka zagra Sue Storm/The Invisible Woman. Ale żeby jej brata Johnny'ego/The Human Torch zagra czarnoskóry aktor Michael B. Jordan? Na serio - do tego to zmierza? Ohhh, co za czasy. Jamie Bell - to ten człowieczek, który lał kobiety po dupsku tak mocno, aż nie dostały orgazmu obcierając się o książki telefoniczne w "Nimfomance" zagra Bena Grimma/The Thing...bez komentarza. Został jeszcze Reed Ricards - Pan Fantastyczny, którego zagra 27 letni aktor! Miles Teller.
Nie mam uprzedzeń, ale widzę że poprawność polityczna wygrywa nad zdrowym rozsądkiem. Skoro każdy przymknął oko na Czarnego Nicka Fury (Samuel L. Jackson) to tak samo będzie z Czarnym Człowiekiem Pochodnią. Kolejna fatalna informacja to Toby Kebbell w roli Dr. Doom'a. Na serio? Przypominam sobie obejrzany ostatnio "Wrath of the Titans / Gniew Tytanów" (2012) i jego rolę bękarta Posejdona - był w niej tak beznadziejny ja cały ten film. Więc najnowsza produkcja z Fantastyczną Czwórką zapowiada się wręcz tragicznie i już wiem, że do obejrzenia tego filmu będę musiał się zmusić. Na rok 2017 zapowiedziano drugą część - w końcu wszystkie tego typu filmy są planowane jako trylogia.
Komentarze