"The Strain" 101 (2014) Naśladownictwo Guillermo del Toro | Recenzja Serialu

Kolejny serial, który miałem wątpliwą przyjemność ostatnio obejrzeć to "The Strain" zrealizowany dla telewizji FX. Pierwszy odcinek wyemitowano 13 lipca i jego reżyserią zajął się Guillermo del Toro, który jest również współautorem książki o tym samym tytule na podstawie której ten serial powstał. Obok "The Strain" (2009) wydane zostały jeszcze dwa tomy serii - "The Fall" (2010) i "The Night Eternal" (2011). Od kilku lat historię o wampirach przeżywają swój renesans, więc nie ma co się dziwić, że ciągle jest zapotrzebowanie na tego typu pierdoły. Przewidzianych jest w sumie 13 odcinków składających się na pierwszą serię - del Toro wyreżyserował w sumie trzy. Dla dobra serialu proponuję, żeby tak zostało, chociaż nie wróżę mu nic dobrego. 


Recenzja pierwszego odcinka serialu Guilermo del Toro The Strain | Zjadacz Filmów Blog Filmowy

Guillermo Del Toro jest znany z wielu rzeczy - z kolorowych filmów, przerostu formy nad treścią, z przeginania z efektami specjalnymi i z zapominania o fabule, kiedy w grę wchodzą walki robotów z potworami. Ale jest jeszcze jedna cecha wspólna dla filmów, które napisał i wyreżyserował - suche, głupie i powielane milion razy wcześniej dialogi. Nie inaczej jest w serialu "The Strain" a przynajmniej w pierwszym odcinku. O ile można przymknąć oko na zdjęcia i klimat serialu, który ma nawiązywać do klasyków kina B, to wypowiedzi bohaterów nie da się słuchać - dialogi są najgorsze, jakie słyszałem od dawna. 

Wyobraźmy sobie samolot, który tuż po wylądowaniu na lotnisku JFK w Nowym Jorku wyłącza silniki oraz światła i stoi sobie na pasie awaryjnym. Przed samolotem zbierają się wszystkie możliwe służby porządkowe i agencje rządowe, ponieważ podejrzewa się atak terrorystyczny albo coś jeszcze gorszego. Praktyczne dowodzenie nad cała operacją przejmuje Dr. Ephraim Goodweather (Corey Stoll), główny dowodzący CDC (Centers for Disease Control and Prevention) - czyli jakiejś służby zajmującej się zarazami i epidemiami. Minutę po wejściu na pokład samolotu Dr. Eph stwierdza po szybkim zbadaniu ciał dwóch osób z ponad 200, które były na pokładzie, że wszyscy nie żyją  - brawo za profesjonalizm. Okazuje się, że czwórka pasażerów przeżyła a w luku bagażowym była wielka skrzynia/trumna z glebą we środku i kilka robaków, które zupełnie nie wyglądały na normalne robaki. Na lotnisku zjawia się tajemniczy starzec, Professor Abraham Setrakian który twierdzi, że już wcześniej walczył z tym co zabiło pasażerów. Oczywiście wszyscy go zlewają, bo jest starym wariatem z mieczem ukrytym w lasce, wiec od razu trafia posterunek policji. I od początku jest strasznie naiwnie - w momencie kiedy mamy odczynienia z czymś tak niezwykłym, co zabiło 200 pasażerów to na pewno sprawą nie zajmie się roztrzepany pan doktor od epidemii i na pewno nie  on będzie decydował o całym dochodzeniu wraz ze swoimi dwoma przydupasami. Po co to tak upraszczać? To nie ma najmniejszego sensu, no chyba że traktujesz swoich widzów jak kompletnych idiotów, którzy nie są w stanie przyjąć zbyt wiele informacji na raz.

Recenzja pierwszego odcinka serialu Guilermo del Toro The Strain | Zjadacz Filmów Blog Filmowy Recenzja pierwszego odcinka serialu Guilermo del Toro The Strain | Zjadacz Filmów Blog Filmowy

Ten serial nie byłby taki marny, gdyby główny bohater nie był kolejną powielaną milion razy postacią - Pan Doktor Ephraim Goodweather, który karze na siebie mówić Eph, jest od roku w separacji z żoną, która znalazła sobie innego faceta bo on za dużo pracował i nie było go w domu. Mają tez syna, który kocha tatę ale to bez znaczenia, bo mam i tak już postanowiła, że będzie miał nowego ojca. Nawet w tej scenie wykorzystano już wszystko co było w filmach i serialach. Roztrzepany pan doktor przybywa spóźniony na mediacyjne spotkanie/terapię ze swoją żoną. Kiedy tylko pada zdanie, że za dużo pracuje i nie ma go w domu - od razu zaczyna dzwonić telefon - przecież to oczywiste. Potem w trakcie tego spotkania dzwoni po raz drugi i trzeci aż zaczyna dzwonić drugi - specjalny telefon pana doktora. Ile razy to już grali? Dziesiątki - weźmy jakiś pierwszy lepszy film katastroficzny i łatwo dopasujemy to co składa się na pierwszy docinek nowego serialu del Toro.

Sama postać tego "czegoś", co się pojawia najpierw w samolocie a później na parkingu wygląda obrzydliwie komputerowo, sztucznie i dennie. Guillermo del Toro goni swój własny ogon i zaczyna kopiować samego siebie z czasów "Blade II" (2002) - miałem to skojarzenie jak widziałem to "coś" wysysające krew z ludzi przez dziwną rurę wychodzącą z gęby - bo nie wiem jak to nazwać. I chociaż wydawałoby się, że del Toro ukradł wszystko co mógł do swojego serialu, to jednak postanowił wyciągnąć swoje lepkie brudne paluch po coś jeszcze. Mianowicie na końcu serialu wszystkie zwłoki pasażerów ożywają i stają się żywymi trupami, które postanawiają odszukać swoich bliskich i wracają do rodzinnego domu. Załamany ojciec, którego córeczka zginęła razem z innymi pasażerami wraca wieczorem do domu i co widzi za oknem? Swoją córeczkę jak żywą - tylko jest trochę bladą, z czerwonymi oczami i wyglądem trupa. Gdzieś to już było? Może w każdym filmie o zombie? Nie ma co ukrywać - fabuła jest tak naiwna, że aż szkoda gadać a totalnym gwoździem do trumny są dialogi - tak suche, że aż wiór leci z głośników. Wyobraźcie sobie pracownika kontroli lotów na lotnisku JFK, który wychodzi na płytę i nie może uwierzyć, że  Boeing 767 jest wielki jak budynek. To co - pierwszy raz na żywo zobaczył samolot? Dużo jest takich sucharów - nikt się nawet nie postarał przy pisaniu scenariusza. 


Recenzja pierwszego odcinka serialu Guilermo del Toro The Strain | Zjadacz Filmów Blog Filmowy
 Recenzja pierwszego odcinka serialu Guilermo del Toro The Strain | Zjadacz Filmów Blog Filmowy

No i żeby mieć pełny obraz pierwszego odcinka, jest jakaś tajna organizacja, która sprowadziła ten ładunek do Ameryki, za którą stroi jakiś milioner i teraz tylko czeka, aż wszyscy zginą albo się przemienią w coś tam pod wpływam tego "czegoś" co było w samolocie. Pojawia się jeszcze taka niby straszna i tajemnicza postać, co nie wypuszcza pary z ust w zimnym pomieszczeniu - podejrzewam, że to jakiś wampir. Ten właśnie tajemniczy Thomas Eichorst do wykradzenia z lotniska skrzyni/trumny wynajmuje podrzędnego gangstera, który umie tylko ubliżać innym i jest głupi jak but. Na serio - irytujący ma nawet sposób w jaki się rusza - widać casting nie był mocną stroną serialu. W kryzysowej sytuacji, kiedy nasz wynajęty gangster musi opuścić samochód do kontroli przed wyjazdem z lotniska, a w wokół jest milion uzbrojonych po zęby policjantów - pierwsze co robi to wyciąga broń gotową do strzału - i co zamierzał dalej zrobić? Zastrzelić wszystkich i uciec? To była jedna z tych scen, kiedy wydaje nam się że już go mają, chociaż wiadomo, że musi mu się udać przejechać więc to bez znaczenia. A ratuje go jeden z naszych głównych bohaterów - współpracownik doktora Eph'a Jim Kent (Sean Astin), który oczywiście musi powiedzieć to co każda filmowa postać w jego sytuacji - "Powiedz im, że to ostatni raz jak im pomagam. Teraz już koniec" - czy inne pierdy w tym stylu.

Bardzo źle mi się to oglądało - miałem nieodparte wrażenie, ze gdzieś to wszystko już widziałem. I niestety tak jest. Po pierwszym odcinku mogę tylko powiedzieć, że jest wtórnie i naiwnie. na pewno znajda się widzowie, którym to nie przeszkadza bo nie wymagają zbyt wiele do serialu. Ja wymagam przynajmniej tego, żeby nie był kopia wszystkiego co już widziałem. Nie sadze, żebym zmarnował więcej czasu na dalsze śledzenie tego serialu. Sorry Guillermo, ale nie wszyscy mają 12 lat i robi im się kisiel na widok komputerowej zjawy i powielanych historii.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"A Royal Affair / Kochanek Królowej" (2012) Czyli Mads Mikkelsen Na Dworze Króla Danii

"Falling Down / Upadek" (1993) Czyli Michael Douglas Bierze Sprawy w Swoje Ręce | Recenzja Filmu

"Omen" (1967) | Klasyka Horroru | Recenzja FIlmu